Muszę Wam powiedzieć, że kilka lat temu zakochałam się w Norwegii! Jestem tutaj piąty raz i zachwyt nie opada. Nosiliśmy się z zamiarem wyjazdu już kilka miesięcy, ale ciągle coś: a to pisanie pracy, a to obrona. W końcu wypadło na wyjazd po świętach. Stresowałam się strasznie, ponieważ podróż trwała 18h.. ale daliśmy radę. Pierwszy raz, całą trójką płynęliśmy promem także stres uzasadniony. Zdążyliśmy przed cofką i szczęśliwie dotarliśmy do celu.
Jak część z Was wie, mój tata pracuje w Oslo i przed Julą, a nawet z Julą w brzuchu byłam tam stałym bywalcem. Jednakże po urodzeniu Julki nie mieliśmy ani czasu, ani ochoty na podróże z maluchem. Obiecaliśmy sobie, że zaczekamy do jej trzecich urodzin i zaczniemy zwiedzać świat. Jula jak zauważyliście jest strasznie ruchliwym dzieckiem i wszędzie jej pełno, także odpoczynku by nie było. Ten rok należy do nas- no mam nadzieję.
Ten tydzień spędzamy w Biri- wiosce położonej między Lillehammer a Gjøvik. To właśnie, w Lillehammer w 1994 roku odbyły się XVII Zimowe Igrzyska Olimpijskie i tutaj znajduje się skocznia narciarska Lysgårdsbakken. Jak byłam mała uwielbiałam oglądać skoki. Pamiętam jak ekscytowała się, kiedy Adam Małysz zdobył w 2006 rekord skoczni (142m). Cóż to były za emocje! 10 lat minęło od tej historycznej chwili.
Na samą górę skoczni nie weszliśmy, bo było strasznie ślisko, ale widoki i tak zachwycały. Wszystko wydawało się takie malutkie. Sami spójrzcie jak tu pięknie. Śnieg zamarznięty leży tu od listopada, dzieci jeżdżą na łyżwach po największym jeziorze w Norwegii (Mjøsa). Bajka!
Fascynujące krajobrazy :)
OdpowiedzUsuń