Jak dobrze, że ten tydzień już się skończył.  Jak już mówiłam do Herning bezpośrednie połączenia są tylko z Krakowa. Także aby dostać się ...

the worst week ever

By | 22:06 2 comments
Jak dobrze, że ten tydzień już się skończył. 

Jak już mówiłam do Herning bezpośrednie połączenia są tylko z Krakowa. Także aby dostać się do Danii musiałam lecieć przez Oslo, gdzie spędziłam cztery dni u taty. Niestety pogoda nie sprzyjała i tylko jeden dzień byłam w centrum, więc przesiedziałam ten czas w domu i najlepsze jest to, że przyjechałam chora. W Herning byłam już we środę. 
Już od tego dnia było super zamieszanie. Z lotniska miała mnie odebrać Madzia, ale miała dużo zajęć i nie dała rady. Na szczęście znalazłam na fb chłopaka, który po mnie przyjechał. Tutaj to jest normalne, że jeździ się z ludźmi poznanymi przez fb. Na początku nie powiem, bo się stresowałam czy aby na pewno po mnie przyjedzie i czy mnie gdzieś nie wywiezie, ale był mega sympatyczny i dotarłam cała i zdrowa. Niestety nie mogłam spać u siebie na starym mieszkaniu, ponieważ przed wyjazdem podnajęłam je chłopakowi z Rumunii. On szukał mieszkania, a ja wiedząc, że zaraz się przeprowadzam nie miałam nic do stracenia. Poza tym wiadomo, że przeprowadzka to dodatkowe koszta i jak miałam okazję zaoszczędzić to czemu nie. Także spałam u Izy, u której zostawiłam na cały miesiąc moje szczurki. Kurczę fajnie jest mieć zwierzaki w domu, ale później jak się wyjeżdża to jest duży problem gdzie je zostawić i z kim. Bogu dzięki Iza zgodziła się nimi zaopiekować. I tak gwiazdy narobiły takie szkody, że szkoda gadać. Wystarczyła jedna ucieczka z klatki..

W czwartek rano postanowiłam pójść do spółdzielni sprawdzić czy mogę już dostać klucz do nowego mieszkania. W sumie byłam umówiona na następny dzień, ale już nie mogłam się doczekać. Dostałam klucz, zapłaciłam rachunki i poszłam zapisać się do lekarza. Także wszystko pięknie ładnie w 30 min miałam to co najważniejsze załatwione. Czekała mnie tylko przeprowadzka. Wróciłam do Izy po samochód i postanowiłam pojechać obejrzeć mieszkanie. I tu się zaczął mój pech. Auto nie odpaliło.. Bogu dzięki, że Magda po mnie nie mogła jechać dzień wcześniej, bo jakby się okazało godzinę przed moim lądowaniem, że on nie działa to bym została na lodzie.. Nie wiem co się stało z tym autem, ale nic nie działało. Wkurzona jak nie wiem, bo wiadomo wszystkie moje plany legły w gruzach i byłam nagle mega do tyłu z czasem poszłam na stare mieszkanie do tego Rumuna. Mieszkała z nim dziewczyna i obiecali mi wcześniej, że jak pomogą mi z przeprowadzką i posprzątają mieszkanie mogą zostać do poniedziałku. Zgodził się na taki układ, niestety nie było w czym pomagać.. 
Przypomniało mi się, że ostatnim razem jak samochód mi zgasł to sąsiad pożyczył mi kable do akumulatora, niestety ja nie pamiętałam gdzie mieszka, więc chodziłam od drzwi do drzwi, pukałam i w końcu znalazłam go. Pożyczył mi te kable i poszliśmy do Izy walczyć z autem. Super kable mamy, auto zepsute mamy, ale brakowało nam jeszcze działającego auta. U Izy przed domem jest budowa dróg, więc poprosiliśmy robotników o pomoc. Raz odpaliliśmy auto (ja już podjarana), ale zgasło. Drugi raz to samo. Za trzecim i czwartym razem nawet nie zaskoczył. Za piątym razem zaczął termometr wariować. Stwierdziłam, że to musi być coś z chłodnicą. Wlaliśmy wodę, ale wszystko wyciekło. Nasze wszelkie starania szły na marne. Ja cała wkurzona i zestresowana, bo już nie wiedziałam co mam robić, a wiadomo czas godził. Jeszcze tego samego dnia miałam odebrać tatę z lotniska, a nie miałam auta. Miałam ochotę usiąść na środku ulicy i płakać. Ci robotnicy co nam pomagali też nie mieli pojęcia co się stało z autem. Pomogli je tylko przepchnąć na parking i już tam zostało. Ja cała w stresie zaczęłam szukać kogoś kto by mi pomógł odebrać tatę z lotniska i z nieba spadł mi Piotrek, który następnego dnia miał mi pomóc w przeprowadzce. Przeprowadzka jednak została przyspieszona o jeden dzień. Wszystko w biegu. Jeszcze musiałam polecieć do lekarza, bo miałam wizytę. Okazało się, że mam za niski poziom hemoglobiny i mam anemię. W Danii jednak nie panikują z tego powodu i nie dostałam żadnych tabletek. Za miesiąc mam się zgłosić ponownie. Po prostu mam jeść wszystko czego nie lubię (marchewka, buraki etc). 

Wracając do mojego cudownego dnia. Poleciałam szybko do starego mieszkania i w worki na śmieci wrzucałam wszystko jak leciało. Gdybym miała auto to bym sama wszystko sobie przewiozła, ale pech tak chciał, że nie. Po godzinie przyjechał już Piotrek i pojechaliśmy do Bilki pożyczyć przyczepę. Tam też było wesoło. Wypełniając wszystkie tabelki na stronie okazało się, że komputer nie akceptuje mojej karty kredytowej. No to dałam drugą, ale system zrobił rezerwację na przyczepę bez rezerwacji. Nie wiem jak to możliwe. Po 5 minutach wszystko się zacięło i nikt nie wiedział o co chodzi. W końcu system się odblokował i jakimś cudem przyjął kartę Piotrka. W sumie straciliśmy tam godzinę, a była już 19, a o 20:30 max musieliśmy wyjechać po tatę na lotnisko. Dobrze, że chociaż Ci moi lokatorzy zostali na starym i rozkręcili mi meble, bo bym się chyba zapłakała z tej bezradności, że wszystko na mojej głowie, a czasu brak. 
Pojechaliśmy do mojego nowego mieszkania. Miałam mieszkać po numerem 18 na pierwszym piętrze, a okazało się, że mieszkam na parterze pod jedynką. W sumie dużo lepiej bo wszystkie meble i pierdoły wrzucaliśmy przez okno, aby było szybciej. I tak musieliśmy to zrobić na dwa razy. Dobrze, że był Piotrek i oni, bo ja nie mogąc nic nosić (a pewnie bym to robiła) bym się wykończyła. Także półtorej godziny i wszystko stało w mieszkaniu. Odwieźliśmy ich na stare mieszkanie, potem przyczepę, zatankowaliśmy auto i pojechaliśmy na lotnisko. Mieliśmy 10 minut do taty lądowania. Na szczęście samolot się trochę spóźnił, więc mieliśmy małą przewagę. Jak już odebraliśmy tatę to się ucieszyłam, że wszystko załatwione i ten dzień się kończy. Jednak tak wesoło nie było ;) 

W piątek rano wstałam i poszłam do sklepu po coś na śniadanie. Idę po klatce i patrzę, że na drzwiach obok jest moje nazwisko, a ja przecież jestem na innym mieszkaniu. Wchodząc po raz pierwszy do mieszkania nie zwróciłam na to uwagi. Było późno, ciemno, czas nas gonił i myślałam, że będzie jak ostatnio, że zmienią mi nazwisko od 1 października dopiero. Wróciłam do domu i się śmieje do taty, że chyba mi klucz pomylili. I długo nie musiałam czekać.. 
Nagle dzwonek do drzwi i landlord. Okazało się, że w biurze się pomylili i dali mi zły klucz.. Chciałam, żeby tylko zamienili nazwiska na drzwiach, ale nie mogli tego zrobić, bo kontrakt podpisany był na to drugie mieszkanie. Zadzwoniłam do biura i wyjaśniłam pani ładnie, że jestem w ciąży sama z tatą i nie mogę dźwigać mebli, a tata sam nie da rady. Na szczęście landlord nam pomógł i w godzinę byłam ponownie przeprowadzona. Mówię Wam myślałam, że szału dostanę.. Nie dość, że dzień wcześniej nie wiedziałam co gdzie mam to po tej "przeprowadzce" było totalne zamieszanie. Moje dziecko przez te dwa dni przeżyło taki stres, że szok.
Jak już ogarnęłam się z nową sytuacją i nowym mieszkaniem zaczęłam rozpakowywanie, a tata składanie mebli. Okazało się, że szafa, którą kupiłam rok temu była źle złożona i tata się cały czas zastanawiał jak ja to zrobiłam. Stało to stało nie drążyłam tematu. Zwłaszcza, że ja nie czytam instrukcji i robię wszystko na "czuja". Cały dzień zajęło nam rozpakowywanie się. Nie zdawałam sobie sprawy z tego ile mam tutaj rzeczy. Ale na szczęście mieszkanko już jest gotowe. Brakuje tylko męża i maleństwa ;) 
Po całym dniu taka szczęśliwa byłam, że mogę już iść spać, że szok. Jednak nadal nie było mi dane zaznanie spokoju.  Mój tata tak chrapie, że słyszałam go zza drzwi (oddałam mu sypialnię, a ja spałam w salonie) i musiałam przetransportować się ze spaniem na korytarz. Spoko, spałam sobie smacznie przez 4h aż tu nagle wentylator zaczął strasznie głośno chodzić. Wróciłam do salonu, bo obczaiłam, że tata już tak nie chrapie i poszłam dalej spać. Jednak 9 rano a tu wiertarka, młotek, wiertarka, muzyka. Nie tylko ja jedna się wprowadzałam w ten weekend..

Wczoraj oboje chodziliśmy jak zombie. Dobrze, że to co najważniejsze było zrobione i musieliśmy tylko odebrać szczurki od Izy. 2km szliśmy z tatą z klatką i szczurkami przez miasto. Wszyscy patrzyli na nas jak na nienormalnych, ale musiałam je jakoś przetransportować. Dobrze, że był tata, bo nie wiem jakby to wszystko wyglądało. 


Mam nadzieję, że to już koniec mojego pechowego tygodnia.Dziękuję za pomoc Piotrkowi, Izie, lokatorom i przede wszystkim tacie ;) 
Teraz tylko pytanie tylko jak ja wrócę do Kołobrzegu bez auta =)
Nowszy post Starszy post Strona główna

2 komentarze :

  1. Hej :) Znalazłam Twojego bloga niedawno. Bardzo mi się spodobał, szczególnie, że pisałaś duzo o TEKO. Mam pytanie zwiazane tą szkołą. Studiuję teraz Architekturę Wnętrz w Polsce. Czy to, że chcialabym pojsc do TEKO majac juz stopien licencjata byloby problemem? I niestety z matematyki moja ostatnia ocena jest 2 (poziom rozszerzony), chociaz z matury z matemtayki mialam ponad 50%. Czy myślis, że nie musialabym tego poprawiac? Chyba napiszę do TEKO, bo jesli matematyka jest problemem to wolalabaym sie na to przygotowac. Mam nadzieje, ze bedziesz mogla odpowiedziec. Dzięki za bloga, jest bardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej ;) Dziękuję za miłe słowa :D Wiesz co z tego co pamiętam trzeba było mieć ocenę dostateczną na świadectwie lub minimum 50% na maturze. Myślę, że mogłabyś spokojnie iść na BA, ale nie chciałabyś czegoś konkretniej związanego z architekturą.? Tutaj w TEKO byś mogła iść na retail, a to jest zwiazane bardziej z wyglądem sklepu tym jak powinien funkcjonować etc. Wiesz co napisz do mnie na fb na priv to Ci podam emaila do babeczki, która zajmuje się rekrutacja =)
      Pozdrawiam.!

      Usuń