Ojejku kolejny tydzień, który nie należał do najprzyjemniejszych. Od 4 października jestem już w Kołobrzegu. Jak widzicie nie wytrzymałam za...

3 days in hospital

By | 18:37 4 comments
Ojejku kolejny tydzień, który nie należał do najprzyjemniejszych. Od 4 października jestem już w Kołobrzegu. Jak widzicie nie wytrzymałam za długo sama w Danii. Ponadto co tam robić jak szkoły nie mam, z dnia na dzień coraz zimniej, a wszyscy dookoła mega zajęci. Nie ma sensu.


Nawet tygodnia równego nie spędziłam na spokojnie w domu, jak we wtorek trafiłam do szpitala. Wieczorem wróciliśmy z Patrykiem do domu i nagle dostałam dziwnych bóli. Leżałam na łóżku i nagle poczułam bardzo bolesny skurcz. Ułożyłam się wygodnie w łóżku i czekałam aż mi przejdzie. Po chwili kolejny. Przerażona pomyślałam, że może mojemu dziecku 26sty tydzień pomylił się z 40stym. Ból z minuty na minutę się pogarszał, więc zadzwoniłam do swojego lekarza w Kołobrzegu, ale niestety wyjechał. Poradził mi wziąć No-spę na rozkurczenie, a w przypadku gdyby nie pomogła to pojechać do szpitala. Odczekałam 2h, żeby mieć pewność czy działa czy nie. Ja też nie chciałam panikować, bo już wcześniej miałam bóle w tych miejscach i zawsze przechodziło. Wiadomo, że dziecko rośnie a razem z nim wszystko dookoła. W końcu nie wytrzymałam i pojechałam na izbę przyjęć do szpitala.
Na dzień dobry nie było miło. Pukam do drzwi i otwiera mi lekarz z takim tonem, że odwidziało mi się jakiejkolwiek pomocy z ich strony "Co jest.? Do porodu czy jak.?" Ja taka wystraszona mówię, że mam dziwne bóle podbrzusza i nie wiem co się dzieje. A on "Zaraz Ci kogoś wezwę, czekaj tam". No to grzecznie siedziałam i czekałam prawie 30 min. Okazało się, że były trzy porody, więc wiadomo, że tego lekarza też mi nie wyczarują. Jednak ból był tak silny, że nie mogłam się wyprostować i z tego wszystkiego aż mi łzy leciały. W końcu przyszła położna. Nie powiem, bo bardzo sympatyczna kobieta. Wypytała mnie o wszystko, oczywiście ja też fajnie wyglądałam, bo ani karty ciąży ani niczego nie miałam ze sobą. Nie spodziewałam się, że coś może się wydarzyć jak będę tutaj, poza tym po duńsku też za dużo by się nie dowiedzieli. Okazało się, że muszę zostać w szpitalu. Dobrze, że mama z Patrykiem byli to szybko pojechali mnie spakować do domu i mi przywieźli rzeczy.
Położna zabrała mnie na oddział zrobić wszystkie badania. Zaczęła od zapisu ktg. Mała tak się ruszała, że każde odchylenie to było jej kopnięcie, a nie skurcz. Sama położna się zdziwiła, że mała jest tak ruchliwa. Potem przyjął mnie lekarz. Standardowo badanie USG nic nie pokazało, więc na dobrą sprawę wszystko było w porządku, ale ból nie ustępował. Po pobraniu krwi dostałam kroplówkę, zastrzyk i już zostałam na oddziale. Miałam nadzieję, że na drugi dzień wyjdę ze szpitala, ale nie.. zostałam tam trzy doby.

Myślałam, że oszaleje. Nie cierpię szpitali, są strasznie przygnębiające dla mnie. Poza tym leżałam na ginekologii, gdzie były kobiety po różnych operacjach i chcąc nie chcąc słyszałam co której dolega..
Oddział po remontach wygląda bardzo ładnie, ale mogliby zainwestować w łóżka i w mojej sali w okno. Dwie noce spałyśmy przy zepsutym oknie i było tak zimno, że ja znowu jestem przeziębiona. Jeżeli chodzi o łóżka to wystarczyło ręką czy nogą ruszyć, a wszystko skrzypiało. Jak się przewracałam z boku na bok to miałam wrażenie, że zaraz wpadnę do środka. Poza tym "pościel" nie miała nawet tych sznurków, żeby ją związać więc co jakiś czas w nocy wstawałam, żeby na nowo włożyć koc w poszewkę. Ponadto leżałam z dziewczyną, która całą noc chrapała. Może ze 3h spałam w nocy.  Już po piątej rano miałam kolejny zastrzyk, więc nie zdążyłam dobrze przysnąć jak już musiałam wstać..
Śniadanie było 8:30, ale na to też nie można liczyć. Dostałam wszystko to czego kobieta w ciąży nie powinna jeść. Poza tym czy wszystkim można nazwać 3 kromki chleba, kosteczkę masełka i ćwiartkę serku topionego.? Ja się nie dziwię, że większość osób, która wychodzi ze szpitala chudnie. Obiady też nie są najlepsze. Podobno jeżdżą z Drawska Pomorskiego, więc nie ma co się dziwić, że przyjeżdżają zimne. A najgorsze jest to, że śmierdzą (nie tylko ja tak twierdzę, żeby nie było). Na kolacje dostałam znowu trzy kromki chleba i 2 plasterki szynki i nie wiem co miałam zrobić, żeby starczyło aż na 3 kromki chleba. Mówię Wam dramat. Gdyby nie Patryk, moja i jego mama to bym tam zginęła. Ja rozumiem, że to jest szpital, a nie restauracja, ale kobieta w ciąży je częściej niż 3 razy w ciągu dnia zwłaszcza w takich odstępach czasu. I myślę, że w Kołobrzegu jest bardzo dużo miejsc, z których można zamówić dobre i tanie posiłki zwłaszcza przy takich ilościach. No, ale mniejsza z tym ja i tak przez całe trzy dni nic nie zjadłam co było mi dane.

Jeżeli chodzi o opiekę w szpitalu to naprawdę położne i pielęgniarki są cudowne. Są dużo serdeczniejsze niż lekarze i czuć, że opiekują się pacjentami. Nie odpowiadają na pytania tonem, który może zabić. Ja miałam taką sytuację, że chciałam wyjść już w czwartek na żądanie, bo nie miałam kroplówki i bardzo dobrze się czułam. Jednak moja mama jak usłyszała, ze zostały mi dwa zastrzyki to kazała mi zostać. Ha, ale lekarz, który przyszedł na wieczór stwierdził, że jak chcę to mogę wziąć te zastrzyki, ale nie muszę i w sumie on nie wie czemu jeszcze tu jestem, bo mogli mnie już rano wypisać. No to ja jestem lekarzem czy on, żeby decydować czy chcę zastrzyk czy nie.?! Zapytałam się, czy jakbym teraz (a było po 20:30) chciała to czy bym wyszłam na żądanie, to stwierdził, że nie bo jest za późno. No to jak mam się męczyć kolejną noc w szpitalu to już niech mi dadzą te zastrzyki. Podejście tego lekarza totalnie mnie zaskoczyło. Co lekarz to inna opinia. Jeden mówi, że nie wolno jeść bananów w ciąży, a drugi, że powinno się. I kogo tu słuchać.?!
Ta dziewczyna co leżała ze mną miała wyjść we środę, ale miała jeszcze mieć dwa badania: USG i coś jeszcze. Takie badanie zajmuje 20 min, ale od środy do piątku nikt nie miał dla niej czasu. We środę był tylko jeden lekarz na ginekologii i położnictwie, a czwartek był dniem zabiegów. Biedna musiała zostać do piątku ze mną. Także też fajnie.

Mi śpieszno było do wyjścia już w czwartek, bo jedna z pielęgniarek powiedziała nam, że lekarz zaraził się bakterią właśnie na tym oddziale. To ja dziękuję przyjść z bólem podbrzusza i wyjść z jakąś zarazą.. W sumie po tych trzech dniach nie wiadomo dokładnie co mi było. Stwierdzili, że to na pewno macica tak się rozciąga. We wtorek miałam podejrzenie wyrostka robaczkowego i miał przyjść chirurg, ale gdzie tam.
Ja to się tylko cieszę, że mi anemia się cofnęła i mam lepsze wyniki niż trzy tygodnie temu. Mała już też waży 1,2kg i ma 35cm. Więc rośnie jak szalona. A tak kopie, cały brzuch mi się rusza. Zapewne po tatusiu.! ;)
Nowszy post Starszy post Strona główna

4 komentarze :

  1. Jak nie dasz w łapę lekarzowi to zapomnij o czymkolwiek. Taka jest prawda w polsce i strasznie Ci zazdroszczę, że mieszkasz w danii i tam się Tobą tak dobrze opiekują. A co do obiadów to znam to uczucie śmrdzą na cały korytarz..... ;((

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, mam takie pytanie. Jak wyjeżdżałaś do Danii na studia, rozumiałaś duński czy rozmawiałaś raczej po angielsku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej ;) wystarczył mi tylko j.angielski ;) Tam każdy mówi płynnie i nigdzie nie ma problemu z językiem =)

      Usuń