Niedzielny poranek zaczęłyśmy od kawy w pobliskiej kawiarence i włoskiego ciasta. Jeżeli chodzi o ceny to są podobne (kawa ok. 5-10zł, a cia...

Milano II

By | 14:58 1 comment
Niedzielny poranek zaczęłyśmy od kawy w pobliskiej kawiarence i włoskiego ciasta. Jeżeli chodzi o ceny to są podobne (kawa ok. 5-10zł, a ciastko 5zł). Jednak trzeba uważać, ponieważ we Włoszech nazwy kaw delikatnie się różnią od naszych. W wielu kawiarniach nie ma czegoś takiego jak Cafe latte. Jest latte macchiato, a latte bianco to nic innego jak ciepłe mleko.

Następnym naszym punktem był zamek Sforzów. Oddalony od głównego placu jest o 15min. Jednak droga do niego prowadzi przez deptak pełen sklepów i pięknych kamieniczek, także my szłyśmy dwa razy dłużej.









Po drodze miałyśmy okazję przejść po Piazza Mercanti. Jest to plac, który powstał w XIIIwieku. Na nim znajduje się Pałac Rozumu. Ciekawe jest to, że jeżeli stanie się naprzeciwko siebie twarzą do ściany i zacznie się mówić to wszystko słychać. Nawet szeptanie.



Po ponad 30 min dotarłyśmy do Zamku Sforzów, który został zbudowany w połowie XVwieku. Zamek położony jest w centrum Mediolanu, na północny zachód od głównego placu (około 15min). 
Na samym początku znajduje się piękna, nowoczesna fontanna. Oczywiście zabytek by nie był zabytkiem gdyby nie tłumy sprzedawców z torebkami od `Prady` czy innymi badziewiami. Beznadziejne jest to, że zamiast podziwiać piękno danego miejsca musisz się odpędzać od takich ludzi. 
W środku zamku mieści się 7 muzeów: Sztuki Antycznej, Galeria Obrazów, Sztuki Użytkowej, Instrumentów Muzycznych, Prehistoryczne i Egipskie. My niestety nie zdążyłyśmy wejść do żadnego, ale jestem pewna, że warto. Bilet kosztuje 3 euro i obejmuje wszystkie muzea, a w godzinach 16:30-17:30 wejście jest za darmo.

jednym z muzeów była księgarnia z książkami modowymi i darmowy Internet. Także prawie godzina wyjęta z życia jak się wszystkie dorwałyśmy. Marta wynajmuje pokój u Włoszki, która ma Internet na kabelek w swojej sypialni, więc nie było dostępu. Ja cały czas chciałam pisać bloga na bieżąco, ale nie dało rady. W ogóle w Mediolanie w centrum jest darmowe wifi, ale trzeba mieć numer włoski. Wtedy dostaje się hasło smsem i można szaleć. 
Dookoła zamku rozciąga się piękny park. Akurat listopad w Mediolanie jest wyjątkowo magiczny. Temperatura waha się między 11-16 stopniami. Nie pada i nie ma wiatru co jest najważniejsze. Tutaj zdecydowanie widać kolory jesieni.












 Nawet spróbowałyśmy kasztanów. Smakują jak ziemniaki.! Bardzo dobre.!







Na deser poszłyśmy na lody do Cioccolat Iltaliani. Najlepsze lody na świecie.! Zresztą zobaczcie sami jaka kolejka.! Aż na drugą stronę uliczki. Dwie gałki kosztują 3euro, ale naprawdę są warte swojej ceny. Na dnie wafelka dostaje się płynną czekoladę, do wyboru: biała, mleczna, gorzka. Każda gałka jest nakładana starannie i wygładzana tak, aby nic nam nie kapało. Jeżeli ktoś wybiera loda o smaku nutelli dostaje nutellę jako polewę.




Pod wieczór byłyśmy w Museo del Novecento. Akurat tam wstęp jest darmowy. Zobaczcie sami najciekawsze rzeźby i obrazy.



Lucio Fontana- Woman at the mirror

Arturo Martini- Thirst
Arturo Martini- The dead of Bligny
would roll in the graves





Arturo Martini- Annunciation



Luigi Russolo- Self-portrait with skulls

Gerardo Dottori- Aurora umbra-Trittico





Lucio Fontana- Spatial Concept, Waiting
Gastone Noveili- The king of words

 Na 19 szłyśmy na aperitivo znowu nad kanał do restauracji Maya. Motyw jest taki, że płacisz 10 euro wybierasz drinka i jesz ile chcesz. W końcu miałam okazję zjeść wszystkie makarony włoskie.! Mniam. Trzy razy chodziłyśmy po dokładki. Nie ma nic lepszego niż takie objadanie się.! Poza tym nigdzie nie zjesz tak dużo dwunastu różnych dań za 46zł.
Niestety posiedzieć w takiej restauracji nie da rady, ponieważ kolejka jest bardzo długa, a obsługa wyprasza jak nic nie jesz albo nie domawiasz. Ale tak jest praktycznie w większości włoskich knajp. Jedyne co mi się nie podobało to fakt, że stoliki są bardzo blisko siebie ustawione i trzeba się przepychać, żeby trafić do swojego. Poza tym każdy może zobaczyć co jesz i słuchać o czym rozmawiasz,  także to jest dla mnie dyskomfort.







A późnym wieczorkiem w domku zaczęła się mania farbowania włosów. No cóż mieszkając w Danii nie znajdziesz farby do włosów za 20zł. Niestety pech chciał, że mi wyszły rudawe odrosty a Marcie jaśniejsze. Ale bywa.
Kolejny dzień zakończony. Poszłyśmy spać po 23. W zasadzie od 11 na nogach zwiedzając.



Nowszy post Starszy post Strona główna

1 komentarz :